sobota, 26 października 2013

VIII

To jest śmieszne.
Mój syndrom wyparcia. To, że robię wszystko by nie myśleć o rzeczywistości.
To się wcale nie stało / to tylko mi się śniło / jutro wszystko będzie tak jak dawniej / przecież wystarczy otworzyć oczy / na pewno się uda / nie boli / to tylko zły sen.
Prawda jest taka, że wszystko wokół mnie jest zamglone, jak u kogoś z dużą wadą wzroku, kto zgubił okulary. Widzę tylko cienką warstwę rzeczywistości, nie chcąc podnieść wzroku.
Biorę się za wszystko co odwraca moją uwagę od prawdy, najchętniej nie zostawałabym ani na chwilę sama, lgnę do ludzi, często męcząc ich sobą, lgnę do nich by mnie rozśmieszali, by opowiadali o sobie, by odwracali moją uwagę, nie zdając sobie nawet z tego sprawy, nie lubię tych momentów, gdy muszę zostać sama. Nie lubię tego, że maska trzymająca moją całość opada wraz ze zdjęciem kurtki po wejściu do domu, wraz z powiedzeniem "dzięki, do zobaczenia".
To jest jak taki policzek wymierzony przez wściekłą babę, której wykupiłam ostatnią parę pięknych kozaczków na promocji.
Takie "a masz, suko!", które uderza mnie gdy tylko odwrócę się plecami do bliskich.
Stężenie melisy w moim organizmie jest prawdopodobnie procentowo większe od stężenia krwi.
Snuję się bez celu po kolejny kubek herbaty, czując w mięśniach jak bolą ze smutku. Apap nie pomoże, bo nie dość, że Apap nigdy nie pomaga, to jeszcze w tym wypadku nie pomoże po złości, bo mi zależy.
Obiecuję sobie, znajdę w sobie dość siły.
Dość siły żeby za kilka miesięcy spakować plecak i odejść. Daleko, jak daleko tylko mogę. Od tego toksycznego środowiska. Od ludzi, których nie obchodzę. Od miejsc, które chowają w sobie wspomnienia.
Spakuję plecak, kupię bilet i stanę w miejscu, o którym zawsze marzyłam. I zacznę wszystko od nowa. Zostawiając za sobą wszystko, z wyjątkiem tych najlojalniejszych, tych, którzy zawsze są.
Odejdę i mi się uda.
I nie będę musiała już płakać.

5 komentarzy:

  1. czułam się tak parę miesięcy temu... co nas nie zabije, to nas wzmocni. trzymam kciuki, nie smuć się tam! bądź silna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówią, że ucieczka niczego nie załatwi. W sumie racje mają. Zmierzyć się z rzeczywistością, załatwić to wszystko TU. Co z tego, że uciekamy? Jak z podwójną siłą wszystko wraca.
    Płacz, a potem się podnieś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam kiedyś, że "Śmierć nie wymaga odwagi. Umrzeć możesz ot tak, w każdej chwili. Prawdziwej odwagi potrzeba aby żyć." Jest w tym wiele prawdy. Podobnie jest z problemami, wielkim czynem jest je rozwiązać, a nie przed nimi uciekać. Łzy oczyszczają nasze wnętrze, może nie całkowicie, ale częściowo owszem, dlatego niech one dodają Ci siły do walki. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Odejdziesz, czy uciekniesz?
    To brzmi jak ucieczka, trzeba stawiać czoła i iść do przodu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejciu, bardzo Cię przepraszam, nie wiedziałam, no niby skąd miałam wiedzieć, nie czytałam od początku tego bloga, ale może powinnam jakoś na wyczucie... Śmierć jest przykra, trudna, ale każdy z nas się z nią zmierza. Trzymaj się ciepło :*

    OdpowiedzUsuń