poniedziałek, 2 września 2013

III

The day has come.
Po nieprzespanej nocy zwlekłam się z trudem o 7:30, obudzona mdłościami i intensywnie padającym deszczem. Mam wrażenie, że nigdy nie denerwowałam się tak przy egzaminie.
Tata podrzucił mnie na pole bitwy ze smokiem - miałam dziwne wrażenie, że jeśli bym szła sama w tym deszczu w kierunku uczelni, puściłabym sobie jakieś smętne kawałki i dotarłabym tam w stanie wskazującym na rychłą śmierć.
Drżało mi wszystko, w ustach zaschło, a perspektywa widoku tej poczwary sprawiała, że popiskiwałam w duchu strachliwie.
I miałam rację.
Po wyjściu z auli wiedziałam, że spieprzyłam. Wyrafinowane tortury zastosowane na nas odniosły zamierzony przez tego sukinsyna skutek - mroczki przed oczami, panika "co teraz?" i mnóstwo wątpliwości.
Starostka roku obiecała dyskutować z dziekanatem na ten temat (podstawowym argumentem jest to, że egzamin jest z zakresu materiału innego niż przerabiany na zajęciach. A to bywa problematyczne, bo zajęcia, na których się ten materiał przerabia zostały właśnie godzinowo odcięte), bo doszliśmy do wniosku, że nie damy się wyrzucić, gdyż ten wydział zeżarł najważniejsze lata mojego życia i zbyt dużo nerwów by teraz wykopać mnie na próg.
Jest jednak i druga strona medalu - to daje nowe możliwości.
Pomimo tego, że wydział biologii zmienił moje życie, moje postrzeganie oraz wiele mnie nauczył to jest to jakaś furtka na zmianę, by uczynić siebie szczęśliwszą.
Przeszła mi przez myśl opcja, pójścia na rok do pracy oraz startowania na poznańskie ASP.
Przeszła mi przez myśl opcja poprawki matury i rekrutacji na kryminologię.
No i oczywiście jest też walka do upadłego o magistra na katedrze Fizjologii Zwierząt.
Na razie czekam. Nie chcę nic zakładać, dopóki nie dostanę wszystkich wyników.
Ten post jest nieco oschły, ale ja czuję się jakby mnie ktoś pobił, no i czeka mnie nauka na jutrzejszy egzamin.
Swoją drogą ciekawie było dostać nerwowego ataku śmiechu w Różowej Strzale (samochód M. i jej lubego, szofera Różowej Strzały) wracając do domu. Tak nami trzęsło, jakbyśmy co najmniej dostały z tej pieprzonej poprawki po soczystym 5.
Teraz mogę usiąść z notatkami z mikrobiologii i pomimo, że pytań będzie 100, to jakoś czuję o wiele większy spokój niż wczoraj.
Bez obrazy dla nikogo, ale tak jak gardzę chemią, tak nie gardzę niczym innym. No może przemocą wobec zwierząt. Ale to nie ma związku z tematem.
Dziś planuję się wyspać, odpocząć i nie zrywać z paniką w środku nocy - jutro będzie o wiele lepszy dzień. :)
Rozpogodziło się, mój nastrój nieco się poprawił.
To był raczej post update'owy, konkrety pewnie następnym razem. :)

3 komentarze:

  1. mam nadzieję, że jednak ci się udało :*

    OdpowiedzUsuń
  2. ach te poprawki... trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdasz! Ja też zdam, za dwa tygodnie... Tak, to nic, że wtedy, w pierwszym terminie uwalił 98% studentów. Zdam. Zdamy.

    OdpowiedzUsuń