sobota, 31 sierpnia 2013

II

Daaawno, dawno temu...
Dobra, nie. Do rzeczy.
Kiedy rok temu, po raz pierwszy podchodziłam do egzaminu z chemii organicznej, nie dość, że uczyłam się pilnie przez cały semestr to jeszcze zaczęłam brać korepetycje jeszcze zanim takowy przedmiot w ogóle wszedł mi w plan zajęć.
Czułam się naprawdę dobrze przygotowana, jednak... zabrakło mi 3% do zaliczenia. Przy odbieraniu wyników czas mi się zatrzymał, a zniekształcone i spowolnione "nieeeeee...!" wyrwało się z moich ust na klatce schodowej starego wydziału chemii.
Dlaczego?
A dlatego, że prowadzący ten przedmiot profesor był głównym bohaterem od lat opowiadanej baśni o złym smoku, który pożerał małe dzieci.
Sama obecność tego typa na auli sprawiała, że miałam nieprzyjemne dreszcze, mdliło mnie, a jego seksistowskie żarty doprowadzały mnie do podniesienia poziomu agresji w organizmie.
Mało kto celowo umieszcza błędy w swoich materiałach dla studentów by podnieść poziom ich błędów przy nauce (jawnie się do tego przyznając - więc co robi taki student? Zamiast się uczyć to marnuje życie na sprawdzanie, czy aby na pewno w owym zdaniu nie ma błędów.), wszem i wobec nazywa ich debilami i nieukami, wyrzucając z sali za to, że ktoś ośmielił się stwierdzić, że nie jest debilem.
Cóż, taki czarny charakter z bajek na dobranoc.
Główny problem pojawia się w miejscu, kiedy dobry rycerz - pan dziekan, połaskotał smoka swoim srebrnym mieczem po brzusiu, obcinając część godzin na zajęcia z chemii. Zły smok zamiast zaśmiać się i ucieszyć, że będzie miał mniej roboty, ryknął, zionął ogniem i zaplanował zemstę. Jak wygląda zemsta?
Na pierwszym wykładzie orzekł: "Nie wydaje mi się, żeby przy tak żałosnym wymiarze godzin ktoś z was zdał u mnie egzamin".
Skubany, miał rację. Ponieważ ja oraz połowa roku po raz czwarty podchodzimy w poniedziałek do tego egzaminu. Do poprawy warunku.
Królowa z pałacu - pani prodziekan, wiedząc już, że jakiekolwiek podania, petycje oraz skargi do rektora z naszej strony zostały odrzucone, obiecała spróbować obłaskawić smoka. Szczerze mówiąc, nigdy nie zrobiła nic co obiecywała zrobić, dlatego też brak mi pomysłów na wybrnięcie z tej sytuacji. Pocieszające jest jednak to, że nie siedzę w tym bagnie sama. Że jest to wielkie gówno dinozaura, w którym siedzą dziesiątki osób i machają rąsiami aby im pomóc. Taka tam zemsta.
Mam świadomość, że nie jestem alfą i omegą (a raczej taka świadomość wypracowała się we mnie przez lata), do tego całe życie zadaję się z ludźmi mądrzejszymi (albo z lepszymi technikami nauki) niż ja.
Kiedy po pierwszym egzaminie pokazałam pytania eSowi, ten z przerażeniem na mnie spojrzał, pytając: "Niebo moje gwieździste, dlaczego ty tego nie zdałaś? Toż to jest takie proste. ;_;"
Pamiętajcie - nigdy nie proście o przytaknięcie w waszej beznadziejnej sytuacji kogoś, komu wszystko w życiu wychodzi i jest w wszystkim dobry. To jest złe. Wyraz twarzy takiej osoby znacznie zmniejsza wiarę w siebie.
Jednak kiedy podesłałam mu pytania z poprawki z czerwca już się zawahał i nie zrugał mnie jak burego kota, tylko przyznał: "No co za skurwiel. To było trudne, musiałbym się nad tym sporo zastanawiać." - w jego ustach to jest jak komplement. Ludzie, którzy studiowali matematykę nie są normalni i powodują permanentne obniżenie samooceny. Zwłaszcza jeśli do tego znają się na chemii, biologii, historii, umieją dobrze pisać, robić zdjęcia i grać na instrumentach. Lajtowy multitasking.
Moja mama ma rację, mówiąc, że sama przyciągam do siebie takich ludzi. Że albo trzymam się ich bo mi imponują, albo oni biorą sobie mnie by się na mnie dowartościować.
Nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałam, ale prawda jest taka, że zawsze trzymałam się z ludźmi, którzy byli dobrzy ze wszystkiego w szkole, albo mieli więcej szczęścia niż rozumu. Ja brodziłam sobie po pas w moich kompleksach, podczas gdy oni zbierali laury.
Dobrze, że te czasy się skończyły - to było jak wielki kamień spadający z barków. Staram się mieć teraz swoją pozycję, swoje portfolio rzeczy, za które będę szanowana. I z tym mi chyba lepiej. :)
Wygram batalię ze złym smokiem. Ale najpierw kilka misji w Assassin's Creed 2 dla relaksu (i tak nie umiem się uczyć, zanim moi rodzice nie wyjdą z domu). A jeśli nie wygram jej teraz to kiedyś mu pokażę. Paskudna ze mnie świnia, mam nadzieję, że jeszcze mu te zagrywki nosem wyjdą.


8 komentarzy:

  1. już kocham Twojego nowego bloga ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. tak btw. z tego co pamiętam to nikt inny jak ty umi grać w assassina, robi najpiekneijsze zdjeica na swiecie, gra na perkusji, gra na flecie, wgrała mi adblocka itp. więc nie rozumiem drugiej częsci tej notki :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja miałam pewną panią od zachowań organizacyjnych. Wykłady prowadziła dość fajnie, bo była dyskusja, jakieś tam zadania zadawała, ale nikt się nie nudził. Przyszło do zaliczenia - egzamin miały osoby z oceną 4,5 i niżej. Dała takie pytania, że prawie nikt tego nie odpowiedział, żadnego pytania ni było w materiale, który przerabialiśmy, po prostu same nowości. Sporo osób miało drugi termin.
    Co uczelnia, to inny smok ;>

    OdpowiedzUsuń
  4. A na którym roku biologii jesteś? Szczerze mówiąc troche mnie wystraszyłaś, bo UG będzie moją alma mater od października, na dodatek właśnie biologię będe studiować, uhh blado to wszystko widze skoro powstają blogi o absurdach tego kierunku na tym uniwersytecie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Heh, fajnie, że możesz mnie tam powitać, dobrze znać kogoś z pewnym doświadczeniem i wiedzą o wydziale bo na razie czuje się jak dziecko we mgle (dostajemy sprzeczne informacje, ogólny chaos informacyjny panuje jak na razie, mimo że rok się jeszcze nie zaczął, aż strach pomyśleć co będzie potem, zwłaszcza jeśli szykują sie zmiany). Biologia - stylem życia, brzmi fajnie, chociaż opinie o tym kierunku są różne, mówią że kucia jak na medycynie a perspektywy na dobrą (i dobrze płatną) prace raczej marne. O bezkręgowcach krążą w internecie istne legendy, będe w takim razie się do nich szczególnie przykładać, no i do chemii też, wole sie nie narażać takim wykładowcom. A z chemii właśnie zrezygnowałaś na rzecz biologii, tak? Dzięki za rady i dobre słowa, spróbuje jakoś przetrwać, pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Na wszelki wypadek zapamiętam to nazwisko i jak by co - będę podchodziła do pani Kaczorowskiej z odpowiednią ostrożnością ;) No i będę tu wpadała coby poczytać (swoją drogą naprawde fajnie pisane) te wszystkie historie biologiczne. Jeszcze raz dzięki, na pewno się odezwę w sprawie studiów, pewnie nie raz i nie dwa ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie do mnie dotarło, jak bardzo podobnymi (do wyżej wymienionych) ludźmi sama się otaczam i pytanie brzmi: co z tym faktem zrobić?
    Trzymam kciuki za zdany egzamin i życzę, żeby ktoś tego profesora od siedmiu boleści zakasował :)

    OdpowiedzUsuń